Miłosz Matiaszuk Miłosz Matiaszuk
1027
BLOG

Nieświadomie krzywdzimy siebie i innych

Miłosz Matiaszuk Miłosz Matiaszuk Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Dla potrzeb tego rozważania dokonamy podziału grzechów na dwie kategorie: grzechy, które mają krzywdzić nas, i grzechy, których zło trafia w innych ludzi.

Grzechy wstydliwe, nastawione na nas - np. te natury seksualnej, czy też obżarstwo, folgowanie sobie, małe kłamstwa (tzw "niewinne kłamstewka"), generalnie rzeczy, które krzywdzą nas samych - krzywdzą, czyli na nas bezpośrednio ogniskują się negatywne konsekwencje naszych własnych działań. Mamy tendencję, by tego rodzaju grzechy (słabości charakteru, małostki, złe rzeczy) "usprawiedliwiać" - tak dalece jesteśmy do nich przywiązani, że mózg wypalił możliwość, że ten nasz grzech (dla każdego to może być zupełnie co innego), może być grzechem.

Zwykle trwamy w nim/nich latami, dziesiątkami lat, więc umysł ludzki, organ niezwykle kreatywny, jest w stanie przez tak długi czas, wypracować solidny mechanizm "usprawiedliwień", teorii, furtek, albo po prostu włącza funkcję "Przemilczenie" (MUTE) - najczęściej dzieje się tak np. z uzależnieniem od telewizji, czy z obżarstwem.

Ma tutaj miejsce pewnego rodzaju perpetum mobile - ten mechanizm działa, bo te grzechy są z nami od dawna, a są one z nami od tak dawna, bo dysponują takim mechanizmem - ale jest to możliwe przez ten czynnik codzienności (częstej regularności, nie musi to być codzienność), i jest to moim zdaniem pochodna natury tych grzechów: przez to, że "od początku", "z natury swojej", są one wymierzone jedynie w nas, to ich celem jest stworzenie fundamentu dla psucia naszego całego JA, te nasze "małe grzeszki", to codzienne nasze "niewinne zło", "którym przecież nikomu nie szkodzimy", "które nikogo nie powinno przecież obchodzić", a więc te od lat nasze grzechy, mają z założenia być i są podstawą do dużo poważniejszego psucia naszego człowieczeństwa.

Utwardzają nas. Przytępiają sumienie. W niewidoczny sposób robią potężną krecią robotę. "Małe grzeszki”, które "nikomu nie szkodzą", "niewinne kłamstewka", „obżarstwo", czyli jedzenie ponad miarę, nie dla posiłku, a dla folgowania sobie, te rzeczy zabijają w nas coś, co nas odróżnia od wszystkich innych stworzeń na tej ziemi. Te małe grzeszki codziennie, często latami, dekadami, dzień za dniem, zabijają w nas sumienie. Powolutku, ale bezwzględnie.

To sumienie różni nas od delfinów, czy szympansów. To sumienie jest głosem Stwórcy w każdym z nas. Wydaje nam się, że cóż może szkodzić komukolwiek, że "coś sobie obejrzę", że sobie w czymś odpuszczę, "przecież każdy potrzebuje chwili wytchnienia", a tymczasem w niezauważalny sposób pozbawiam się dostępu do głosu Boga.

Te grzechy ze swojej natury "nie mają szkodzić nikomu innemu". Oczywiście. Bezpośrednio nikomu "innemu" nie szkodzą. Zło jest sprytne. Zło potężne jest bardzo inteligentne, przebiegłe, zło małe jest sprytne, cwane. Jeśli wciąż Twój umysł odrzuca to co czytasz, i utrzymuje w grze teorię, że "nikomu nie szkodzisz oglądając porno", to wiedz, że to tak właśnie miało działać. To jest tak pomyślane, żebyś tak myślał. Inaczej nie nurzałbyś się codziennie w rynsztoku.

Gdyby od zarania swojego to nasze "małe codzienne zło" nie miało takiego mechanizmu obronnego, nie miało wpisanego w siebie, w swoją naturę tego autousprawiedliwiania, to nie zniewalałoby na lata, nie byłoby tak skuteczne. Gdybyś nie miał tak myśleć, gdybyś nie miał się w ten sposób usprawiedliwiać, to tak bzdurną rzecz dawno byś wyrugował ze swojego życia. Bo ta bzdurna rzecz UTWARDZA TWOJE SERCE - to inna nazwa tego co powyżej, powolnego zabijania sumienia.

Dzięki Pinokio każdy wie, co to takiego. Z tego co wiem, to nawet buddyści chyba nie podważają istnienia sumienia. Ten nasz "poziom żywotności" sumienia można uzupełniać. Proces nie jest nieodwracalny. Wystarczy pokuta, modlitwa i obecność Zmartwychwstałego przywraca nam naszą wrażliwość. Ale trzeba zobaczyć TO we właściwym świetle. Trzeba zdobyć się, by NAZWAĆ RZECZY PO IMIENIU, by WIDZIEĆ JE TAKIMI JAKIMI SĄ W ISTOCIE, w swej naturze, a wtedy dopiero można się z nimi próbować rozprawić.

Druga kategoria to grzech "poważniejszy", który owocuje krzywdą drugiego człowieka, bądź wielu ludzi. To zupełnie inna kategoria. Jeśliby chcieć się sposiłkować CS Leewisem, i jego "diabłologią", to zastępy piekielne zajmujące się kuszeniem "na grzech ciężki" to ubecja, podczas, gdy za "codzienne grzeszki" odpowiadaliby jacyś osiedlowi ormowcy. Inna kategoria, inne wszystko. Prawie wszystko. Mają one bowiem ciut podobny mechanizm obronny - też występuje usprawiedliwianie się, ale zupełnie innej rangi. Ponieważ zło jest poważniejsze, często oczywiste i ewidentne - to może być wszystko - obrażenie kogoś, znęcanie się psychiczne nad zakompleksionym "bliźnim", zbesztanie sąsiada, plotka i obmawianie, zranienie czyichś uczuć, aż po kradzież, zdradę, i fizyczne prześladowania - znęcania się, przemoc wyrachowana, przemoc ukrytą, morderstwo, ludobójstwo. Wszystko, gdzie efektem naszych działań jest krzywda drugiego człowieka, napotka w naszym umyślę dużo agresywniejszy poziom usprawiedliwień, nawet nie wiem, czy ta nazwa tu jeszcze pasuje, dużo poważniejszy mechanizm obronny.

O ile w przypadku "małych grzeszków" zachowujemy pewną świadomość tego, że "coś jest nie tak", ale lekceważymy tego "coś" skutki, to tutaj, znowuż, z natury tych grzechów, a więc, SIŁĄ RZECZY, musi/może/nie wiem, czy nie po prostu: ZAWSZE występuje, mechanizm ubierania takich grzechów w szaty sprawiedliwości. Robiąc zło, które dotyka innych, nie lekceważymy skutków naszych działań. My uważamy, że postępujemy słusznie. Że robimy dobrze. Występujemy z pozycji SPRAWIEDLIWYCH. Praworządnych.

Praworządny charakter od zawsze odróżniany był wszędzie w literaturze od charakteru po prostu dobrego. Praworządny charakter może objawiać się np. w postawie służbisty niewrażliwego na indywidualność każdego przypadku. Każdy kiedyś spotkał niewrażliwego na okoliczności łagodzące służbistę. A więc jest to postawa, która może być, i pewnie jest, w każdym z nas. Przy ocenianiu czy się kogoś skrzywdziło w naszej tradycji dodajemy podstawową okoliczność - czy było to działanie świadome, czy nieświadome.

Otóż z punktu widzenia naszej świętości, z punktu widzenia naszej duszy, nie ma to niestety takiego znaczenia. O wiele więcej zła wyrządzamy "nieświadomie" - i choć "nieświadomie", to krzywda w efekcie tej "nieświadomości" jest realna. Zło zostało wyrządzone. Może być cierpienie, może być zranienie, może być pogłębienie kompleksów, problemów psychicznych. Czasem "nieświadome zło", "nie wiedziałem, że wyrządzam Ci tym przykrość", "skąd mogłam wiedzieć, że on tak to odbierze" - a więc tego typu zła, tego typu krzywdy, pozostają prawdziwymi krzywdami, i mogą prowadzić do dramatów, mogą czasem być motylkiem na szali i skutkować tragedią. Mogą.

Czasem w poczuciu pełnego przekonania o słuszności własnego komentarza, rady, próby zmotywowania kogoś, czasem nieznanego, a czasem najbliższego, możemy wypowiedzieć zdania, które popchną kogoś do samobójstwa. Jest to możliwe, i znam takie przypadki. Tragedia i rany na całe życie dla całych kręgów ludzi, dla całych wspólnot. W wyniku, bardzo często, "słusznych rad", często w wyniku bardzo mądrych zdań. Nieświadomie. A krzywda pozostaje krzywdą. Zło wyrządzone "nieświadomie" pozostaje złem. Zranienie pozostaje raną.

Więc jak, zło "samo się stało"? Bo przecież "nikt nikogo nie chciał skrzywdzić". Przecież "on nie chciał źle". Nie. To zło nie stało się samo. Krzywda, choć przyjęliśmy mówić, że "nieświadomie", to jednak została wyrządzona przez konkretnego "kogoś". "Ktoś kogoś skrzywdził nieświadomie". Ale i krzywda, i skrzywdzony, i krzywdzący są prawdziwi. Realni. I o ile skrzywdzonym jeszcze się ktoś zajmuje, jeśli jest, to wspólnota. Ale krzywdzący "nieświadomie" jest zwykle "z automatu" zwalniany z odpowiedzialności. "Nie chciałeś". "Skąd mogłeś wiedzieć", "Daj spokój, przecież chciałeś mu tylko pomóc". To z kolei dramat krzywdzącego. To zło wracające bumerangiem. A jak się bumerang rozpędzi, to, że tak się wyrażę, wraca mocno.

Rzucałem kiedyś solidny bumerang stojąc na dachu garażu, i wierzcie mi, bądź nie, ale zaskoczył mnie "śmieszny kąt" trajektorii jego powrotu i dostałem nim centralnie w twarz. Poważnie. Bolało zaskakująco mocno. Zło wyrządzone komuś wraca mocno i podstępnie. Raz, że krzywdzi nas w potężny sposób oddalając nas od Boga, to podstępność na tym polega, że odcinamy je od siebie. Tzn. oczywiście tylko nam się tak wydaje. Tu znów nasz umysł objawia swoją potęgę. Jest to wielka siła.

Dał nam Stwórca potężny organ w czaszce. Ten organ jest w stanie wmówić największemu zbrodniarzowi, że robi dobrze. Jest w stanie przekonać zwyrodnialca, że postępuje słusznie. Jest w stanie w pełni przekonać o słuszności swoich działań masowych morderców, a więc czyż nie poradzi sobie z naszymi "małymi nieświadomie" wyrządzanymi krzywdami naszym bliźnim? Nie znajdzie uzasadnienia dla plotki? Nie miałby poradzić sobie z czymś takim, jak proste ochrzanienie głupiego sąsiada? Najczęściej niestety działa w tych przypadkach nadzwyczaj sprawnie. Wręcz próbuje się wtedy wykazać jak prymus, i odrabia lekcje do przodu. Nie tylko usprawiedliwia nasze postępowanie, ale jest nasz umysł w stanie ubrać nasze złe postępowanie w "piórka świętości".

Grzech wymierzony w innego człowieka posiada mechanizm, który nadaje wyrządzaniu krzywdy innym ludziom rangę sprawiedliwości. Form może być mnóstwo: to może być "słuszny gniew", to może być "niewinna rada" bez wglądu i prawdziwej troski, to może być rozsiewanie kłamstw, szeptana propaganda, nieżyczliwość, niewrażliwość. Niestety, często jest tak, że im większe poczucie krzywdy (czy rzeczywista krzywda?), to tym większa świętość krzywdzącego. Niestety. Jest to bardzo smutne.

Jest mi bardzo trudno pisać o złu. Trudno jest zajmować pozycję „napominacza”. Ale robię to tylko dlatego, że sam tak często grzeszę, i sam często muszę z tego pokutować i uczyć się przepraszać ludzi, których krzywdziłem i krzywdzę, bo wciąż nie jestem od tego wolny, ale dzięki miłości naszego Pana Jezusa Chrystusa i pomocy, oraz mocy, Ducha Świętego każdego dnia mogę więcej w Tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie. Im więcej wiem, o złu, które jest we mnie, które wyrządzam sobie i innym, tym łatwiej jest z tym złem walczyć. Im lepiej je widzę, tym lepiej mogę je wyrugować. Im lepiej znam mechanizmy, które sprawiają, że staję się mniej podobny do Pana Jezusa, tym łatwiej jest próbować je likwidować. A i tak, nawet często widząc je w pełnym świetle, nie jest to zadanie proste. 

Także za Pawłem możemy powtórzyć, nie jakobym już to osiągnął, ale co dzień staramy się w tym biegu, w tej walce. Skoro Apostoł Narodów z tym walczył, skoro Święty Paweł przyznaje nam się dokładnie do takich samych walk w duszy, jakie toczy każdy z nas, to nie wolno nam się nigdy załamywać tym, że grzeszymy, tylko każdorazowo pragnąć coraz bardziej z tym grzechem zerwać. Ale wracając.

To uświętoszkowatowanie się krzywd, które wyrządzamy, ubieranie się w szaty dobra zła, które czynimy, ten mechanizm, który sprawia, że nawet nie wiemy, że krzywdzimy kogoś, a nawet jak się dowiemy, to wydaje nam się, że to prędzej skrzywdzony jest zły/winny/należało mu się, tenże mechanizm jest, podobnie jak w grzeszkach "małych", mechanizmem wynikającym z natury tego grzechu. Tak samo jak w "niewinnych kłamstewkach" i oglądaniu pornoli "nikogo nie krzywdzimy", i dzięki temu proceder zła trwa latami, tak tutaj występuje: "Z NAMI JEST WSZYSTKO W PORZĄDKU"/"Musiałem mu tak powiedzieć, nie miałem wyjścia"/ gdyż krzywda jest ewidentna, więc POWÓD tej krzywdy, czyli grzech, musiał mieć wpisany w siebie potężny mechanizm obronny uniemożliwiający skuteczną autorefleksję.

Ten grzech jest ze swej natury wymierzony w kogoś innego, a więc znów - nie może to być takie proste. Czy komuś się po prostu podoba krzywdzenie innych? Poza ludźmi na najwyższych poziomach opętania, nie ma w nas mechanizmu czerpania przyjemności z krzywdzenia innych. Medycyna, psychologia, nazywają takie postawy sadyzmem. Z chrześcijańskiego punktu widzenia sadyzm w czystej postaci musi mieć za sobą po prostu opętanie złem. Demoniczne zawładnięcie umysłem i ciałem człowieka.

Ale zdecydowana większość ludzi czyniących zło, jest przekonana, że czyni dobro. Większość zbrodniarzy myśli, że robi dobrze. Bo ma tak myśleć. To jest tak wymyślone, żebyś tak myślał. Nieświadomość wyrządzanej komuś krzywdy, nie zmniejsza tej krzywdy, nie zmniejsza ran, i nie chroni nas samych przed konsekwencjami wyrządzanego przez nas zła. Wręcz przeciwnie - oddala od nas możliwość nazwania rzeczy po imieniu. Bo tak rozmyślnie została zaplanowana. Bo ma tak działać. A śmiem twierdzić, że, jak powyżej wspomniałem, oba grzechy są powiązane. Grzech wymierzony w drugą osobę, mający na celu krzywdę drugiego człowieka, jest poważniejszy, i jest możliwy dzięki istnieniu w naszym życiu tych naszych codziennych "małych grzeszków".

Człowiek, który szczerze dąży do świętości, i codziennie pracuje nad sobą, nad tym by być jak najbardziej podobny do Jezusa, nikogo nagle nie zamorduje. Tylko ktoś, kto gasi swoje sumienie regularnie, jest w stanie popełniać zło "ciężkie".

A więc, jak wspomniałem, twierdzę, że to te grzechy wymierzone, ze swej natury, w nas samych, i tylko w nas, mają na celu stworzyć w nas podstawę dla grzechów, ze swej natury, skierowanych na krzywdę drugiego człowieka. Codzienne folgowanie sobie tworzy fundament, przez regularne zagłuszanie sumienia, tego naszego bezcennego głosu wewnętrznego, do powstania wielkiej struktury samosprawiedliwości i pełnej nieświadomości wyrządzanego przez siebie zła.

Nie każdy, kto się obżera, zostanie mordercą. To nie działa tak, że kto ogląda porno, będzie się nad kimś codziennie znęcał psychicznie. Ale każdy z nas ma coś, czymś krzywdzi siebie, czyli każdy raz po raz głuszy swoje sumienie, i każdemu z nas zdarzy się zrobić coś, coś powiedzieć, że komuś stanie się krzywda. "Zwykła przykrość", to też krzywda. Każdy kogoś kiedyś skrzywdził... choćby "nieświadomie", i na koniec ulubione moje określenie - "przypadkowo". 

 

Skoro tak jest, pozostaje jak najczęściej uzupełniać manę naszego sumienia. Jak najwięcej się modlić. Jak się modlić? Gdy nie wiesz jak się modlić, to trzeba jak najwięcej Bogu dziękować. Dziękczynienie jest wspaniałym środkiem przeciwzapalnym na wiele chorób duchowych. Na uzupełnianie poziomu żywotności sumienia też się z pewnością nada.

Fan Tottenhamu Hotspur, LA Lakers i starych Mercedesów od ponad trzydziestu lat. Kontrabasista folkowy i hiphopowy. Teolog. Uwielbiam Zmartwychwstałego Chrystusa. Kocham żonę i dzieci. Bardzo lubię dobrą muzykę, koszykówkę, mądre książki i efema. Nie chcę dyskutować o moich opiniach. To, co chciałem napisać, to napisałem. Kasuję komentarze trolli. Tutaj ja decyduję kto jest trollem. Pracowałem jako moderator forum ogólnopolskiego bardzo poczytnego serwisu, więc mam ciężką rękę - jeśli Ci się to nie podoba, to jest to zapewne strasznie smutne.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo